sobota, 28 stycznia 2017

Risa - Skąd masz te swtążki?

Ale się rozpadało... - westchnęłam wchodząc do pomieszczenia gdzie siedziały już wszystkie dzieciaki z półkolonii.

- Macie koce, zaraz zrobię wam herbatę. - powiedziałam rozdając im koce.

- A ty się nie rozchorujesz? - zapytała jedna z dziewczynek.

- Nie spokojnie, nic mi nie będzie. – uśmiechnęłam się do nich załączając wodę na herbatę.

- Ta jasne, okryj się
 – mruknął Jack zarzucając na mnie jakąś derkę ( gdyż wszystkie koce dostały dzieci ).

- Ty też byś się okrył . – mruknęłam zarzucając mu na głowę jakiś ręcznik wycierając mu włosy.

- Umrzesz. – zaśmiał się biorąc drugi ręcznik, również zarzucając mi go na głowę i wycierając nim moje włosy. Po paru minutach takiej zabawy zawarliśmy sojusz. Zdjęliśmy sobie ręczniki z głów patrząc na siebie. Po chwili wszyscy wybuchli głośnym śmiechem.

- Wyglądasz jak zombie! – krzyknął Jack łapiąc się za brzuch nadal głośno się śmiejąc.

- Ty wcale lepiej nie wyglądasz! – stwierdziłam a z moich oczu zaczęły lecieć łzy.

- Dobra, wystarczy, zaraz umrę ze śmiechu… - wydyszał Jack powoli się uspakajając. Ja również poszłam w jego ślady zajmując się herbatom. Po pięciu minutach wszyscy mieli w rękach kubek z gorącym napojem. Usiadłam na krześle patrząc na dzieci z półkolonii. Chodź było ich dwanaście to wszystkie dobrze się dogadywały co bardzo mnie cieszyło.

- Co byście chcieli porobić? – zapytałam po chwili. Dzieci popatrzyły na mnie i zaczęły się naradzać. Widząc to popatrzyłam lekko zaskoczona na Jacka, a on na mnie.

- Jednogłośnie zdecydowaliśmy…- zaczął jeden z chłopców.

- Że chcielibyśmy…- dodała dziewczynka o rudych włosach.

- Abyście nam powiedzieli…- powiedziała brunetka w kącie.

- Jak żeście się poznali i dlaczego macie takie same wstążki na boksach. – skończyła najstarsza z nich. Wszyscy zaczęli się nas wpatrywać w nas wyczekując historii.

- W sumie to proste, byliśmy na zawodach…- zaczął Jack jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Ty byś wszystko robił na odczep się…- mruknęłam. – Nie widzisz, że oni chcą historii ze szczegółami?

- Dobra… W takim razie opowiadaj. – powiedział udając obrażonego za co oberwał poduszką.

- Tak więc to było tak…

Jak co rano obudziłam się dosyć późno. W sumie nie widzę sensu we wczesnym wstawaniu. Nie to, że jestem jakaś leniwa czy coś, jednak uważam, że jeżeli człowiek może dłużej pospać to powinien skorzystać z tej okazji. Bo po co bezsensownie się nie wysypiać, jak i tak nie mam co robić?

- popatrzcie kto wstał skoro świt. – zaśmiał się Yuuichiru wchodząc do pokoju. Popatrzyłam na niego trochę nieprzytomnym wzrokiem lekko się uśmiechając.

- Dzień dobry. – powiedziałam podchodząc do okna z którego widziałam pasącą się Arashi co wywołało uśmiech na mej twarzy.

- Patrz co znalazłem na internecie. – powiedział Yuu machając jakimiś kartkami. Podeszłam do niego biorąc kartki i uważne czytając zapisane na nich słowa. Jak skończyłam popatrzyłam na uśmiechniętego chłopaka szeroko otwierając oczy.

- Gdzie znalazłeś to zgłoszenie?- zapytałam.

- Mój kuzyn mi je dał i powiedziała, że Arashi powinna spróbować, a zresztą ty też dawno nie jeździłaś. – powiedział.

- W sumie to naprawdę dawno nie jeździłam…- przyznałam. – Dobra wystartujemy. – powiedziałam uderzając pięścią w otwartą dłoń.

- Takiej odpowiedzi się właśnie spodziewałem. – zaśmiał się – Dobra a teraz bierz długopis i wypełniaj ten formularz.

Kiwnęłam głową i podeszłam do biurka zaczynając wypełniać formularz który wyglądał mniej więcej tak :





Formularz zgłoszeniowy


Imię konia: Arashi

Imię jeźdźca: Risa Rose

Wiek konia: 3 lata

Wiek jeźdźca: 16 lat

Rasa i płeć konia: Klaczka, rasa nieokreślona

Dane kontaktowe: 567 397 271

Miejsce zamieszkania: Japonia

Stajnia: Passion Pay

*w przypadku osób niepełnoletnich:
Zgoda rodzica lub prawnego opiekuna: Yuuichiru






( Oczywiście ja nie miałam 16 lat a Arashi 3 jednak nie mogłam napisać że mam 1950 lat, bo przecież uznaliby mnie za wariatkę i wsadziliby mnie do jakiegoś psychiatryka albo coś jeszcze gorszego… ) Wstałam i zeszłam na dół gdzie Yuu machnął mi tylko podpisik ( bo on niby miał te swoje osiemnaście lat i był moim opiekunem… ) i zadowolona położyłam kartki na stole. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam sobie jogurt. Po chwili już go nie było a pusta butelka wylądowała w śmietniku.

- Idę się ubrać, a potem lecę do stajni. – krzyknęłam wchodząc do góry. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej moje ulubione czarne bryczesy z czerwonymi dodatkami oraz jedną koszulek. Szybko się ubrałam i zrobiłam sobie kucyka, po czym zbiegłam na dół.

- Wychodzę!! – poinformowałam Yuu wychodząc z domu ruszając do stajni. Weszłam do siodlarni zabierając z niej skrzynkę z szczotkami, kantar sznurkowy oraz lonże i oczywiście uwiąż. Wyszłam z pomieszczenia podchodząc do rurki gdzie czyściło się konie. Wzięłam uwiąż oraz kantar i poszłam po Arashi. Podeszłam do ogrodenia wołając imie klaczy. Ta prawie natychmiast pojawiła się obok mnie. Pogłaskałam klacz po miękkim nosie i założyłam jej kantar i wyprowadziłam z pastwiska. Podeszłyśmy do rurki gdzie przywiązałam do niej uwiąż i wzięłam zgrzebło. Przeczesałam siwą sierść klaczy pozbywając się przy tym kurzy i martwych włosów. Po pielęgnacji krzywy, sierści, ogona oraz kopyt podpięłam pod kantar lonżę zabierając ją na lonżownik. Stanęłam na środku a Arashi puściła się po ścianie kłusem. Uważnie obserwowałam każdy z jej ruchów. Po paru minutach kłosa klacz przeszła do galopu. Jak zwykle jej krok był długi i wyglądał bardzo ładnie. Grzywa oraz ogon rozwiewane przez wiatr idealnie komponowały się i resztą ciała klaczy. Po kolejnych paru minutach zatrzymałam ją i przywołałam do siebie. Arashi posłusznie podeszła trącając mnie wesoło w ramie. Wyciągnęłam z kieszeni marchewkę i złamałam ją na pół. Jedną połowę dałam Arashi a druga sama zjadłam… Po napojeniu i chwili odpoczynku zdjęłam jej kantar. Teraz była całkowicie wolna nic jej nie ograniczało i właśnie to kochałam w niej najbardziej. Chodź tak naprawdę nikt jej nie zmuszał do zostania ze mną ona nigdzie się nie rusza, cierpliwie podąża za mnią w pełni mi ufając.

- Muszę ci coś powiedzieć. – stwierdziłam wsiadając na nią. – Otóż Yuu załatwił nam udział w zawodach. – powiedziałam na co klacz wesoło parsknęła informując mnie przy tym że podoba jej się ten pomysł.

- Tak, mi też się to podoba. – zaśmiałam się – Zawody oczywiście crossowe dlatego musimy poćwiczyć, w końcu będziemy mieć sporą konkurencję!

Poklepałam Arashi po szyi czując że pomiędzy mną a nią nie ma niczego, czując tę więź. Teraz nie byłyśmy koniem i jeźdźcem, teraz byłyśmy jak jedno ciało, które w pełni się rozumie za pośrednictwem naprawdę delikatnych ruchów, takich jak delikatne przesunięcie łydki albo nawet cichy szept… Znalazłyśmy się na jednym z leśnych szlaków. Z tego, co wiedziałam to zazwyczaj tu ćwiczyli do zawodów. Stanęłyśmy na początku najtrudniejszego z szlaków patrząc się w przyd wprost na drogę. Pochyliłam się trochę gładząc Arashi po szyi. Zamknęłam na chwile oczy a jak je otwarłam można było zauważyć w nich determinacje i wolę walki. Arashi od razu ruszyła galopem nie zważając na nic. Teraz liczyły się tylko przeszkody…

Nazajutrz obudziłam się wcześnie rano. Szybko się spakowałam i zbiegłam na dół. Yuu już stał gotowy i czekał na mnie.

- Gotowa?

- Gotowa.

Wyszliśmy z domu i od razu ruszyliśmy do stajni gdzie Arashi została pezygotowana do transportu, W stajni dzisiaj naprawdę panowała nerwowa atmosfera. Pewnie dlatego że nie były to byle jakie zawody, tylko jedne z tych ważniejszych w naszym mieście. Miały być one relacjonowane w lokalnej telewizji więc wszyscy byli podekscytowani. Gdy weszłam do stajni wszyscy ludzie, których mijałam życzyli mi powodzenia. Uśmiechałam się do nich mając nadzieje że zdążymy i nic się po drodze nie stanie. Kiedy w końcu doszłam do Arashi odebrałam jej uwiąż od chłopaka i wprowadziłam ją do przyczepy… Po trzech godzinach drogi dotarliśmy na miejsce. Na szczęście droga minęła nam bezproblemowo i dotarliśmy cali i zdrowi. Zaparkowaliśmy auto i wyprowadziłam Arashi. Yuu postanowił zająć się resztą.

- Emm… Risa… Gdzie jest osprzęt? – zapytał.

- Nie ma, po co? I tak bym nie pojechała w siodle nie ma szans. – zaśmiałam się.

- Jak zawsze wszystko robi po swojemu…- pokręcił głową biorąc tylko nasze torby.

- Sporo tu ludzi…- powiedziałam do Arashi widząc jaki panował tu ruch. Nie mając zamiaru pchać się w ten tłum postanowiłam zająć się wszystkim na pobliskiej łączce. Zdjęłam Arashi wszelkie ochraniacze oraz kantar. Zaplątane wcześniej warkocze zostały rozplątanie a ich miejsce zajął jeden warkoczyk ozdobiony koralikami i orlim piórem. Po tym, jak przygotowałam Arashi zajęłam się sobą. Rozpuściłam włosy robiąc obie dokładnie takiego samego warkocza jakiego wcześniej zrobiłam Arashi. A zamiast stroju wymaganego na zawodach ubrałam krótkie spodenki oraz białą prostą sukienkę sięgającą do połowy ud, buty rzuciłam pod drzewo a skarpetek nawet ze sobą nie brałam. Chodź to dziwne i niedopuszczalne tak właśnie jeździło mi się najlepiej. Bez siodła, tak żeby nic nas nie ograniczało… Tak przygotowana pogłaskałam klacz po szyi zamykając oczy i wyciszając się przy tym. Po paru minutach usłyszałam przez głośnik męski głos informujący, iż wyścig zaraz się zacznie. Wzięłam głęboki oddech patrząc w czarne oczy Arashi.

- Wygrajmy to… Ale po swojemu… - powiedziałam a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Klacz cichutko zarżała kręcąc swoim łbem. Posłałam jej kolejny uśmiech i poszłam w stronę linii startowej. Arashi chętnie podreptała za mną podążając moim śladem.

- A ty jak zawsze robisz wszystko po swojemu… - Mruknął Yuu podbiegając do mnie kręcąc swoją głową. W odpowiedzi posłałam mu delikatny uśmiech potwierdzając jego słowa. Chłopak przewrócił oczami dodając – Nigdy się nie podporządkujesz?

- Emmm… Nie. – powiedziałam wskakując na grzbiet Arashi.

- Jesteś niemożliwa.

- Wiem o tym! – krzyknęłam ruszając kłusem przed siebie. Praktycznie wszyscy uczestnicy stali już na linii startu, oczywiści ja grzałam tyły i czekałam aż wszyscy już zostaną przedstawieni. Gdy wywołali imię ostatniego uczestnika pojawiłam się na starcie stając na linii równi z innymi uczestnikami. Dopiero wtedy rozległ się głos z głośnika.

~ A ostatnią uczestniczką jest Risa Rose na koniu Arashi. Risa pomimo swojego młodego wieku ma na swoim koncie wiele sukcesów z dziedziny Łyżwiarstwa figurowego oraz pianistyki. W jeździectwie startowała wiele razy w różnych dyscyplinach jednak za każdym razem była dyskfalikowana chć publiczność ją uwielbiała... Zobaczymy jak pójdzie jej tym razem. ~ po tym krótkim przedstawieniu wszystkich uczestników rozległ się dzwonek sygnalizujący przygotowanie się do startu. Przytuliłam się do szyi Arashi szepcząc.

- Pokarzmy, na co nas stać…

Klacz w odpowiedzi pokręciła lekko łbem cicho rżąc. Poklepałam ją po szyi po czym złapałam ją za grzywę. Wpatrywałam się w widoczną nam trasę czując na sobie pogardliwe wzroki innych uczestników mówiące ” Chciałabyś ty wygrać” , Nie jesteś dla nas żadnym zagrożeniem, szczeniaku , W coś ty się ubrała… Zero dyscypliny… i Młoda i niedoświadczana a w dodatku na oklep… Spadnie przy pierwszej przeszkodzie.”. Ja jednak nie przejmowałam się tym jakoś specjalnie, w końcu jeszcze nie wiedzą, na co mnie stać.

- No to się zdziwicie… - mruknęłam sama do siebie a na mojej twarzy pojawiła się niegrzeczny uśmieszek. Po chwili rozległ się sygnał do startu. Wszyscy od razu zaczęli popędzać konie i bić je batami. Nie podobało mi się to… JA natomiast dałam Arashi sygnał zachęcający ją do galopu. W sumie nigdy jej do niczego nie zmuszałam, wszystko, co robiła robiła z własnej woli, ja dawałam jej tylko delikatne sygnały zachęcające… Po chwili wysunęłyśmy się na prowadzenie. Niektórzy z uczestników mieli zdziwione miny a inny wręcz przeciwnie, próbowali nas dogonić. Jednak ich konie odmawiały posłuszeństwa i wcale nie przyspieszały. Niektóre z nich stawały dęba zrzucając jeźdźców a inne zwalniały albo ponosiły ich w całkiem inne miejsce. Jedynie jeden koń był posłuszny i przyspieszył. Na pięknym gniadoszu z białą strzałką jechał chłopak, miał na oko z siedemnaście lat. Był osyć dobrze zbudowany a jego błękitne oczy dobarze komponowały się z jasnymi włosami. Jednak nie podobały mi się dwie rzeczy, pierwsza: oczy jego wierzchowca były przepełnione nienawiścią i wściekłością, druga: chłopak bez przerwy walił w zad ogiera batem nie zastanawiając się nad tym co czuje jego wierzchowiec. Zmarszczyłam brwi a moje przemyślenia udzieliły się również Arashi. Klacz zarzuciła niezagowolona łbem brykając sobie dwa razy.

- Wiem , mi też się to nie podoba…- szepnęłam gładząc klacz po szyi.

- Ciekawe jak sobie z tym poradzisz. – usłyszałam śmiech chłopaka. Przed nami leżał dosyć spory pień drzewa.

- No to patrz…- mruknęłam mocniej ściskając boki klaczy. Pięć metrów… Cztery metry… Trzy mety… Dwa metry… Metr… I skok. Arashi podniosła przednie kotyta wybijając się z tylnich, natomiast ja pochylając się do przodu podążałam za jej ruchami. Po paru sekundach lotu wylądowałyśmy na ziemi.

- Odlot! – krzyknęłam zadowolona puszczając się grzywy i wyciągając ręce na boki patrząc w niebo.

- Super. – dodałam klepiąc klacz po szyi. Reszta wyścigu była nieustanną rywalizacją pomiędzy nami a blondynem oraz gniadoszem. Zanim dotarłyśmy do mety musiałyśmy przeskoczyć jeszcze parę przeszkód, pokonać parę górek, przejechać przez płytką rzekę oraz większą kałużę. W sumie sama przyjemność, dla mnie, jak i dla Arashi. W końcu ostatnia prosta.

- Nie masz zamiaru odpuścić. – zaśmiałam się czując że Arashi przyspiesza wyprzedzając gniadosza. Jednak on również nie miał zamiaru odpuścić i również przyspieszył. META!! W końcu przekroczyliśmy linie mety, ku mojemu zdziwieniu okazało się, że kopyto Arashi przekroczyło ją pierwsze. Wydałam z siebie okrzyk radości przytulając się do Arashi. Szczęśliwa klacz zarżała stając dęba, po chwili głośno uderzając kopytami o ziemię.

- Dobra jeszcze tylko kontrola. – szepnęłam zchodząc z grzbietu siwki kierując się to punktu weterynajnego. Tam kobieta z identyfikatorem weterynarza zbadała Arashi stwierdzając iż wszystko jest dobrze. Uśmiechnęłam się do niej odchodząc trochę dalej biorąc do ręki marchewkę robiąc jednego gryza resztę dając siwce.

- Zasłużyłaś na nagrodę. – powiedziałam gładząc ją po nosie. Klacz łapczywie pochłonęła marchewkę domagając się jeszcze czegoś. Zaśmiałam się wyciągając w jej stronę rękę z kostką cukru.

- UWAGA! – Rozległ się głos z głośników – Informujemy, iż Risa Rose oraz Arashi zostają zdyskwalifikowane za brak przepisowego stroju, oraz brak osprzętu. – po tym komunikacie głos ucichł.

- Ale ty jesteś głupia, mogłaś wygrać. – zaśmiał się blądyn o niebieskich oczach podchodząc do mnie.

- Wiem, jednak nie zrobiłam tego dla wygranej tylko dla zabawy. – uśmiechnęłam się – Fajnie mi się z tobą ścigało. – przyznałam. – Gratuluje pierwszego miejsca- powiedziałam podchodząc do chłopaka wyciągając do niego rękę aby mu pogratulować.

- Nie rozumiem, powinnaś być wściekła… A ty się uśmiechasz? – powiedział zdezorientowany– powiedział zdezorientowany.

- Ale nie jestem, przegrałam w uczciwej walce.

- Nie do końca. – powiedział.

- Nie czepiaj się, tylko ciesz się wygraną. – powiedziałam uderzając go w plecy.

- Następnym razem wygram bez dyskwalifikacji. – powiedział patrząc na mnie.

- Kto wie. – wzruszyłam ramionami.

- Obiecuje ci to.

- Lepiej nie obiecuj tylko idź na dekorację. – zaśmiałam się słysząc z głośników nazwisko osoby która zajęła trzecie miejsce… Po dekoracji, kiedy emocje trochę ostygły a większość zawodników się rozjechała zrobiło się cicho.

- Na pewno nie jedziesz ze mną? – zapytał Yuu wychylając się z auta.

- Na pewno. - pokręciłam głową.- Pojadę skrótami, zajmie mi to tyle samo czasu co tobie… - nie zdążyłam dokończyć, gdyż jedna z reporterek podbiegła do mnie.

- W końcu cię znaleźliśmy. – przyznała poprawiając swój wygląd i sztucznie uśmiechając się do kamery.

- Witaj Riso. – powiedziała robiąc krótką przerwę – Powiedz naszym widzom, dlaczego zdecydowałaś się na wystąpienie w takim stroju, chodź dobrze wiedziałaś, że zostaniesz zdyskwalifikowana? – zapytała po czym podsunęła mi mikrofon pod usta.

- gdyż dla mnie nie jest ważna wygrana, tylko dobra zabawa. – powiedziałam sztucznie się uśmiechając. Nienawidzę wywiadów i nie mam zamiaru się jakoś specjalnie rozgadywać.

- Dobrze, a jak godzisz się z dzisiejszą porażką?

- Porażką? Nie nazwałabym tego tak. Wręcz przeciwnie, jest to wielka wygrana. Czuje się usatysfakcjowana tym, że zmierzyłyśmy się z kimś równie silnym co my. Świetnie się przy tym bawiłam. – powiedziałam jak najmilszym głosem mogłam, wywołując wielkie zdziwienie na twarzy kobiety.

- Eeeee… - jęknęła – A jak godzisz treningi łyżwiarstwa z konnymi?- zapytała szybko się ogarniając.

- Mój trener ułożył mi specjalny grafik, jednak nie trzymam się go i robię wszystko po swojemu.- powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Dziękujemy za wywiad Riso. – uśmiechnęła się odwracając ode mnie kontynuując rozmowę z kamerą. Odetchnęłam z ulgą, że nie muszę odpowiadać już na żadne pytania. Położyłam rękę na grzbiecie Arashi chcąc wejść kiedy usłyszałam za sobą głos.

- Risa! – na dźwięk swojego imienia odwróciłam się widząc za sobą tamtego blądyna.

- Tak?

- Zaraz wracamy na imprezę do stajni, jedziesz z nami?- zapytał ignorując paparacji za sobą.

- W sumie możemy wpaść. – powiedziałam. Arashi na dźwięk moich słów trąciła mnie w plecy, tak że prawie straciłam równowagę. – Tak wiem… Nie będziemy siedzieć długo. – zaśmiałam się.

- Widzę żę twoja klacz wie co dla ciebie dobre.- zaśmiał się.

- Zawsze mnie pilnuje. – przyznałam.

- Jedziemy?- zapytał.

- Emm… Chyba czegoś od ciebie chcą. – powiedziałam wskazując na grupkę fotoreportetów za jego plecami. Chłopak odwrócił się patrząc na ludzi z aparatami.

- Dobra, ale siedzisz w tym ze mną. – mruknął obejmując mnie jedną ręką drugą trzymając wodze swojego konia.

- Uśmiechnij się ładnie. – powiedział sam się uśmiechając. Nie mając większego wyboru również się uśmiechnęłam. W parę sekund zrobili nam ze trzy tysiące zdjęć co niezbyt mi się podobało.

- Wystarczy. – mruknęłam uwalniając się od niego.

-Czemu? – zapytał patrząc na mnie zaskoczony.

- Nie lubie zdjęć. – przyznałam zgodnie z prawdą.

- Ja tam lubie. – swierdził patrząc na moją twarz.

- Ta ładnie się uśmiechnij. – zaśmiałam się zmuszając go do uśmiechu.

- I kto to mówi…

Po jego słowach oboje wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy kłusem.

- Daleko jest ta stajnia?- zapytałam ciekawa.

- Trochę… -mruknął. – Ale szybko tam dojedziemy… Po dwóch godzinach drogi dobrze wiedziałam gdzie jedziemy i jak gdyby nigdy nic zapytałam.

- Kiedy przeniosłeś się do tej stajni?

- Co masz na myśli?

- No, kiedy przeniosłeś się do Passion Pay? Nigdy cię tam nie widziałam.

- Niecały tydzień temu.

- Jesteś bardzo przewidywalny, nie umiesz ukrywać tajemnic.

- Czemu?

- No weź, dobrze wiem że impreza będzie u nas w stajni z okazji naszej wygranej…

- Kiedy się zorientowałaś.

- Jakieś pół godziny po tym, jak wyjechaliśmy, bo tu prowadzi tylko jedna droga.

- Dobra masz mnie… Niezła jesteś. – przyznał.

- Wiem. – powiedziałam bardzo nieskromnie.

- I jaka skromna… - dodał prawie niesłyszalnie.

W końcu dojechaliśmy do stajni gdzie powitano nas zanim zdażyliśmy wogule przejechć za bramę.

- Ciebie naprawdę się nie da zaskoczyć?- zapytała jedna z dziewczyn.

- Da się, ale on beznadziejnie to przede mną ukrywał. – zaśmiałam się. – Poza tym Yuu nigdy by mi nie pozwolił po nocach wracać do domu, wiedziałam że coś ukrywa.

- Zbyt dobrze mnie znasz, zaczynam się ciebie bać. – stwierdził Yuu podchodząc dziewczyny.

- Ta jasne… - mruknęłam wprowadzając Arashi do boksu. Gdy zamykałam drzwi zobaczyłam na nich wstążkę krórej wcześniej ty nie było.

http://www.dopromocji.pl/images/kotyliony/floo-rozety-na-zawody.jpg

- Za najbardziej szalony oraz niepowtarzalny start w historii jeździectwa – przeczytałam napis a uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.

- A to ode mnie. – powiedział blądyn wychodząc z boksu obok. W ręce trzymał biało – czerwoną wstążkę którą również zawiesił na boksie.

- Ale przecież ona jest twoja. – powiedziałam zaskoczona.

- Mam drugą. – uśmiechnął się zawieszając drugą na boksie swojego konia.

- Dziękuję. – powiedziałam cicho uśmiechając się do chłopaka.

- Ej!! Idziecie?! – zawołał Yuu z drugiego końca korytarza.

- Już idziemy!! – odkrzyknęłam biegnąc w jego strunę.

- Dobrze wiem że to twój pomysł. – powiedziałam stając obok bruneta. Ten nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął co potwierdzało moje słowa…

Gdy skończyłam historię wszystkie dzieci wpatrywały się we mnie jak w obrazek.

- Tak się poznaliśmy? Serio? – zapytał Jack unosząc jedną brew do góry.

- Nadal nie umiesz udawać. – mruknęłam patrząc na niego.

- Doprawdy?

- TAAAAK! – wszystkie dzieci powiedziały jednocześnie co dało efekt krzyku.

- Dobra, dobra… Przestało padać idziemy na podwórko. – mruknął Jack wychodząc z pomieszczenia. Wszystkie dzieci rozbiegły się po placu.

- Jak mogłeś używać tego bata?! – zawołała jedna z dziewczyn.

- Teraz pożałujesz!- krzyknęła inna i wszystkie dzieci zaczęły biec w naszą stronę.

- Radzę ci , uciekaj…- powiedziałam bardzo spokojnie.

- Chyba tak zrobię…- powiedział zaczynając uciekaż przed dwunastką dzieci….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz